Stefan Kaufmann – Reportaż z Torunia (Międzynarodowy Konkurs Per Musica Ad Astra – Toruń, czerwiec 2018)

Reportaż z Torunia

To nie będzie relacja minuta po minucie. Nie stać mnie na taką. Ale chciałbym przynajmniej podzielić się kilkoma migawkami z tego pamiętnego i pięknego wyjazdu. Mniej tu będzie o samym festiwalu, choć brzmi mi jeszcze w uszach, a więcej o wydarzeniach, które najbardziej utkwiły mi w pamięci

Podróż w krainę dzieciństwa

Dla mnie była to przede wszystkim podróż w krainę dzieciństwa, pierwszych zachwytów, pamiętnych miejsc i pewnych traum. Zaczęło się już przy dojeździe do mostu, żarliwą dyskusją w którą stronę płynie Wisła (zresztą odpryski tego sporu trwały i później) i czy w związku z tym musimy przez nią przejechać czy nie. W pierwszej kwestii miałem wątpliwości, co do drugiej byłem pewien, że centrum Torunia jest na drugim brzegu.

Potem było Bydgoskie Przedmieście, na którym spędzałem w dzieciństwie kilka miesięcy każdego roku, a przez które przejeżdżaliśmy jadąc do hotelu i do miasta. Ulicy, którą przeważnie jeździliśmy do hotelu jeszcze wówczas nie było, ale raz kierowca chyba zmylił drogę, bo znaleźliśmy się na ulicy Mickiewicza przed nr 61, gdzie wtedy pomieszkiwałem. Natomiast droga z hotelu do centrum wiodła ulicą Bydgoską, a po prawej rozpościerał się park mojego dzieciństwa, , w którym bawiłem się i nawet raz zabłądziłem. W tych miejscach chyba najlepiej ze wszystkich odnalazłem smak dzieciństwa, te same domy, ten sam układ linii tramwajowych (moja pasja przez wiele lat), porośnięte drobnymi sosnami wzgórza (które tak podobały się Kazikowi), a które wtedy wydawały mi się bardziej piaszczyste.

Także w centrum odnalazłem swoje zachwyty (Łuk Cezara i ślady linii tramwajowej, którą dawniej jeździłem (jako się rzekło, moja pasja), dawny budynek Uniwersytetu Mikołaja Kopernika z powodu specyficznej architektury zwany harmonijką (nasza pilotka nie znała tej nazwy), oraz, wspomnienie bardziej traumatyczne, okrągły budynek więzienia, przed którym pierwszy raz zdałem sobie sprawę, że człowieka można tak po prostu zamknąć…

I jeszcze jedno wspomnienie: piekarnia, do której trafiliśmy w centrum ze starymi dzieżami do chleba, kubek w kubek podobna do tej, która istniała w oficynie chyba naszego budynku, a do której moja Babcia nosiła ciasto do upieczenia.

Brak tu toruńskich standardów, Kopernika, pierników (choć pamiętam duże bloki gorzkiej czekolady, które przynosił o dawała nam sąsiad pracujący w ich wytwórni), zamku, bo to wszystko w dzieciństwie wydawało się nieważne.

Nieobecni

Brakowało nam w Toruniu kilkorga z naszych kolegów. Nie było z nami Bogusi, Wiesi, Zbyszka, ale ja myślę głównie o biednym Władku Mironowiczu, który tak by się przydał, zwłaszcza do Ave Verum… Dużo o nim myślę, nie wiem, na szczęście podobno już jest lepiej.

Goście

Ale mieliśmy też kilkoro miłych gości, którzy bardzo nam w pewnych sytuacjach pomogli i którzy byli dla nas wsparciem.

Kaufmanowie w komplecie, czyli więcej nas mama nie miała.

Pojechała z nami Małgosi i moja siostra Teresa i była zachwycona. Może do nas dołączy (przez pewien czas śpiewała w altach w chórze uniwersyteckim), o ile pozwolą jej na to liczne zajęcia na UTW przy Uniwersytecie (tak, tym prawdziwym…-J) i w organizacji charytatywnej Wratislavia, z którą zresztą rysuje się naszemu chórowi współpraca (Aniu, panie czy można już o tym mówić?).

Danusia, czyli bo z dziewczynami…

Inny gościem była Danusia, i tu ma pewien osobisty kłopot, jak w piosence Jerzego Połomskiego, a ściślej (Wojciech Młynarski) „nie mam jasności w temacie” Danusi..

Bo tak: ona siedziała przede mną i rzeczywiście zdarzało mi się ją potrącić, ale potem robiłem wszystko, żeby swój błąd naprawić (Przemilczę tu szczegóły, bo nie chcę się chwalić). A ona wciąż domagała się zadośćuczynienia, a proponowanego nie przyjmowała, twierdząc na przykład, że zamiast kupić jej obiecanego pierniczka, chcę jej dać darmową próbkę. Danusiu, to jak to w końcu jest???

Jak feniks z Popiołów i trudna sztuka nie tuptania

Pokój hotelowy dzieliłem z Fredkiem Kampą, który na ten wyjazd pojechał ciężko chory. Miałem wątpliwości, jak to ocenić, ale niech mu będzie: dając przykład samozaparcia i wstając z łóżka tylko na posiłki i koncerty. Starałem się robić jak najmniej hałasu, ale i tak nie reagował, bo cały czas spał. Dopiero ostatniego dnia, kiedy kładłem się spać, z drugiego łóżka ozwał się głos: „A co ty tak tuptasz?” (ja się zachowywałem tak, jak zwykle, a trzeba dodać, że Fredek jest skowronkiem, a ja sową). W ten sposób Alfred dał znać, że wraca do  zdrowia. I tak tuptanie stało się wskaźnikiem stanu zdrowia. Odkrycie na Nobla?

Szef daje zły przykład czyli To piwo or not to piwo

(Pani Bartoszu, poddaję się cenzurze) Pewnego dnia, chyba nazajutrz po występie konkursowym, spotkałem pana Bartosza na hotelowym patio w pozie rozpaczy. Zapytałem, czy aż tak źle, a on odpowiedział, że usiłuje piwem zabić głód, ale że nie mógł o tej porze dostać kufla. Dodajmy, że w moim przypadku jakikolwiek alkohol na czczo mógłby mieć wyłącznie opłakane skutki. …

Po obiedzie pozwoliłem sobie na piwo, ale miało to opłakane skutki: zasnąłem i ominęły mnie wieczorne koncerty. A następnego dnia (mieliśmy śpiewać) pan Bartosz… chciał się zemścić? Podpuszczał? Mówiąc, że jedno małe nie zaszkodzi. Na szczęście zdecydowana interwencja Ani ustrzegła mnie od tego.

Żywa reklama na Szerokiej

Nie wiem, czy ktoś jeszcze zauważył na ul Szerokiej (od Rynku w kierunku wschodnim) marketingowy fenomen, a mianowicie starszego już gościa, który chodził tam i z powrotem i donośnym (naprawdę) głosem ogłaszał wiadomość o wyprzedaży w jakimś sklepie, chyba żelaznym. Nie przeszkodziło mu nawet pojawienie się w jego rewirze dość głośnych ulicznych muzykantów. Nieco tyko zmodyfikował promień, w której się poruszał i dalej czynił swoje. Pomyślałem sobie, że jeśli jeszcze ma słuch, to taki by się nam przydał, oj przydał…

Próba plotki zduszona w zarodku

Z Anią i jeszcze kilkoma osobami siedzieliśmy w Pijalni Czekolady na tejże Szerokiej, Kiedy wyszedłem na papierosa, spotkałem Elwirę i Sławka, do których miał przyjechać syn. Postanowiliśmy, że spróbujemy puścić plotkę, że oni spodziewają się syna (niby to samo, ale jakaż różnica). Ale nasza niezawodna Ania natychmiast poznała się i z próby plotki wyszły nici.

Rogowo czyli…

Po koncercie w Rogowie wyszedłem na papierosa (tak, wiem…). Poszedłem na drogę nie będąc pewnym, czy na dziedzińcu przed plebanią można… Wtedy zobaczyłem miejscowego proboszcza, który oddawał się tej samej czynności. Podszedłem i nawiązałem rozmowę. « Brat w nałogu » i spojrzeliśmy na siebie jak ludzie, którzy się rozumieją.

Niech mi ktoś powie, że palenie (tak, wiem…) nie spełnia roli społecznej.